niedziela, 17 lutego 2013

Dane osobowe


Dzisiaj po niezbyt miłym incydencie związanym z DeSem, w którym mieszkam już piąty rok oraz moją legitymacją, dzięki której mogę się do niego dostać, zaczęłam zastanawiać się czy powinnam bardziej obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Ale po kolei.


Dwa miesiące temu wprowadzono w naszym akademiku nowoczesny system dostępu. To znaczy, za pomocą chipa na legitymacji tylko upoważnione osoby (mieszkańcy i pracownicy) mogli otwierać drzwi wejściowe. No Big WoW -_- 
Po pierwszym "WTF?!" i sporych problemach dla co niektórych z uruchomieniem dziadostwa na ich legitkach, jakoś ten system zaczął działać. "Jakoś" to dobre określenie. Z zamysłu wprowadzenie tego systemu miało ograniczyć dostęp osób nieupowaznionych i obcych "gości" do tego wspaniałego przybytku szczęścia i rozkoszy <tsaaaa>. Niestety na zamysłach się skończyło. Ograniczone bowiem zostały zmiany służb pilnujących wejścia (czytaj "dozorców", "portierów", "cieci" itd). Co za tym idzie, każdy kto miał legitymację mógł wpuścić na teren akademika dowolną liczbę osób do godziny 16, a i po tej godzinie każdy kto otworzył sobie drzwi legitymacją (własna - nie własną, kogo to obchodzi) wchodził dalej nie kontrolowany. Wszystko to pociągnęło za sobą kolejne "genialne" pomysły administracji które, mam nadzieję, mnie już nie dotkną.

W każdym bądź razie ... Tak jak przez 4 i pół roku na mojej legitymacji nie było widać prawie żadnego ubytku, tak w 2 miesiące pozbyłam się większości dat z naklejek, kilku samych naklejek oraz dzisiejszego dnia ... samej legitymacji, która złamała się na pół. Are You Fucking kidding Me ?!




NO PO PROSTU KURWA NIE !!

Jako że legitymacja była potrzebna za każdym razem jak się wchodziło i się wychodziło tak była w użyciu codziennym ostro traktowana. Najczęściej lądowała w kieszeni ( co mnie martwiło, gdyż uznałam że prędzej czy później ją zgubię - a to by była niespodzianka -_-) lub w czeluściach torebki, rzadziej portfela.
No i teraz mam zagwozdkę ... Na pół roku przed skończeniem studiów muszę wyrobić nową legitymację. Słodko. Nie -_-

No i teraz. Żeby dać upust swojej, ładnie mówiąc "irytacji" wyżaliłam się na FB i wstawiłam zdjęcie owej brutalnie zamordowanej karty. Czego oczywiście nie zrobiłam? Nie zamazałam danych osobowych. Geniusz powiecie. Ale szczerze, bo nie wiem: co ktoś może zrobić z moim adresem i peselem? Żadnych innych informacji. No co? Wysłać mi do domu walentynkę z odciskiem dupy (jak trafnie zauważyła moja BFF) czy co?
Oczywiście odezwało się kilka martwiących się o moje bezpieczeństwo duszyczek, po których kazaniach usunęłam cały post - bo tak. Siadała na mnie rezygnacja i ogólny wyjeb na sytuację.


Owa legitka z już zamazanymi szczegółami - kto wie jednak co się da z tym zrobić :P


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz