środa, 13 lutego 2013

Uzależnienie.



Skoro tak ładnie poszedł mi pierwszy post to idąc za ciosem zdecydowałam, że co tam jeden post "otwierający" moją blogową działalność.
Pyknę drugi. Zawsze lekko poza schematem.

W dzisiejszych czasach każdy jest od czegoś uzależniony. Nawet jak myślisz, że nie jesteś - mylisz się. Kiedyś były trzy główne "używki": alkohol, papierosy i narkotyki. Upsss ... Chyba zapomniałam o jednej, która po cichaczu rządzi całym światem: SEX. 
Teraz jednak modnie jest nie palić, pić okazjonalnie kolorowe drinki (nie ważne jakiej płci jesteś), narkotyki ograniczają się do myślenia głównie o "zielonym", które sumie nie ma czynników uzależniających. A sex dominuje coraz bardziej, w coraz odważniejszych i kreatywnych formach (50 Shades of Gray?) i w sumie jest częścią życia, więc o czym tu mówić?
Jako kończąca powoli swoją studencką karierę osoba powinnam doskonale poznać to używkowe El Dorado, jednak nic z tych rzeczy. W sumie to przez pierwsze 3 lata byłam raczej nudną studentką. Bestselleru na  kanwie moje życia studenckiego by się nie napisało. A przy najmniej nie było by tam pościgów i wybuchów przykuwających silnie czyjąś uwagę. O kolejnych dwóch latach może jeszcze kiedyś napiszę, bo to inna bajka.
Wracając do tematu. Papierosów nie paliłam, nie palę i raczej palić nie będę (piszę to zerkając na mojego "ratunkowego" papierosa - o nim też kiedy indziej). Nie umiem palić i jestem z tego dumna. No nie liczę fajki wodnej, bo to romans kiedyś dosyć częsty, obecnie nieco uśpiony.


Tak właśnie wyglądam jak próbuję palić -_-
                                                          
Co do alkoholu to abstynentką nie jestem ale i do amatorki trunków z procentami mi daleko. Polskiej normy dla studenta raczej nie wyrabiam ale pojęcie kaca i zatrucia alkoholowego jest mi znane - a jak.

Narkotyki w ogóle nie mieszczą mi się w mojej rzeczywistości, więc odpuszczę sobie wywody na ten temat.
Wspominałam, że "zielonego" za takowe nie uważam? Tak? No właśnie ;)

To czy jestem od czegoś uzależniona? No kurcze!!! Pytanie. Wiadomo, że tak!

  1. od internetu - nic odkrywczego ... nie wielu pozostało NIE UZALEŻNIONYCH. Gdybym miała wymienić listę stron, na które codziennie zaglądam i od których odcięcie równa się z palpitacją serca oraz zaburzeniami psychicznymi to nie skończyłabym tego posta do jutra. Śmieszne natomiast jest to, że gdy mam dostęp do sieci nie mam wielkiego parcia by być "on line". Ale magicznie po komunikacie "Brak połączenia z internetem" jakby mnie piorun trzasnął. Naglę muszę koniecznie wszystko sprawdzić, do kogoś napisać lub coś obejrzeć. No paranoja.
  2. od muzyki - chyba na równi z internetem. O zimne poty przyprawia mnie myśl, że miałabym wyjść na miasto bez słuchawek, podróży do domu PKP bez nich nawet nie chcę sobie wyobrażać (a raz się zdarzyło - horror). Wiem, że na starość będę głucha jak pień - mam nadzieję, że nie dożyję (joke!).  Codzienna dawka dźwięków musi być dostarczona. Nawet teraz ze słuchawkami na uszach piszę ten post (Alibi - 30 Seconds To Mars).
  3. coś co łączy się z numerem 1 i 2: miłość do dwóch zespołów, a dokładniej do ich frontmanów. Bez codziennego sprawdzenia co się dzieje u tych Panów wariuję. Ten słodko-gorzki związek objawia się też wydawaniem ostatnich pieniędzy na koncerty, płyty i różnego rodzaju pierdoły z nimi związane. Muszę też przyznać, że właśnie dzięki jednemu zespołowi przeżyłam jakoś spokojnie moje "buntownicze lata" a dzięki drugiemu zakończyłam 3 letni okres stagnacji na studiach. A ile bezcennych znajomości dzięki nim zdobyłam! Mogłabym tak wychwalać i wychwalać. Do porzygu.
  4.  jedzenia i snu - kocham i spać i jeść. Nie ma co więcej pisać. Z jednym próbuję bez skutku zerwać ten toksyczny związek a drugi ostatnio omija mnie szerokim łukiem. Zombie mood - ON.
  5. od towarzystwa. Nie ważne: przyjaciel, znajomy, obcy ludzie - muszę z kimś mieć kontakt. Lubię poznawać nowych ludzi i spotykać się ze znajomymi. Po dłuższym okresie samotności dostaję pierdolca. Co nie znaczy że nie miewam dni kiedy chcę być sama - jednak mieszkając już 5 rok w akademiku, nauczyłam się, że prawie zawsze ktoś ze mną jest. Nawet siedząc w kibelku są ludzie blizej niż by się chciało. Ughs ...
  6. od Radia. Tak żałuję, że trafiłam do Afery tak późno. Czasami potrafię spędzać w studiu całe dnie i robię to za darmo. Praca w radiu uzależnia - to pewne.
  7. od kosmetyków. Wizyta w Rossmanie albo Superpharm to istny horror. Po prostu nie potrafię, nie potrafię wyjść z drugstorów z pustym koszykiem. Nie da rady.
  8. od koloru moich włosów. Nigdy nie będę miała innego. Już to wiem teraz. Forever grey hair <3
  9. od podróżowania. Nowe miejsca, miasta, państwa - to coś co mnie kręci. Kiedyś, jak już wygram w tego totka to rzucam wszystko w pizdu i jadę na ryby. Na Madagaskar, później na Korfu, później do Australii, później ... i mogłabym tak w nieskończoność, kończąc na Księżycu i Marsie.
  10. ............................................................................ - miejsce na uzależnienie od tatuaży (którego się tak naprawdę boję) które przyjdzie jak tylko będzie mnie na nie stać. Kolczyków myślę, że mam już dość a i miejsce się kończy ;)
I jest ładna dziesiątka. Pewnie gdybym się wysiliła (albo i nie ;)) znalazłabym jeszcze co najmniej kilka rzeczy które mnie "kręcą". Możliwe, że kiedyś przyjdzie mi zmodyfikować ową listę. Ale na razie taki jest stan rzeczy. 

Kończąc ten jakże odkrywczy post (kill me >.<) pamiętajcie:



Ciepła Hejka ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz